Archiwum grudzień 2006, strona 1


.
Autor: unsafe
21 grudnia 2006, 22:56

Czasem myślę, że dobrze zrobiłaby mi wizyta u psychologa. Nie potrafię poradzić sobie z natłokiem głupich myśli. Szukam podstępu tam gdzie go nie ma. Jestem przewrażliwiona. Wpadam w szał. Krzycze na mamę. Czuję się niepotrzebna, brzydka, głupia i nieciekawa. Jestem straszną fatalistką. Nie pamiętam kiedy ostatni raz pomyślałam optymistycznie - zawsze tylko: 'na pewno się nie uda'. Pragnę odrobinki ciepła, jednego pocałunku i pocieszenia przyjaciela. Nie mam niestety niczego, gdyż kto by chciał spełniać życzenia tak wrednej osoby? Tak niezrozumiałej i użalającej się nad sobą. Chciałabym zrobić coś dobrego. Tak naprawdę dobrego. Żeby poczuć się lepszą we własnych oczach. Pójdę jutro do kościoła.. od października mało tam zaglądałam.I strasznie mi z tym. Kiedyś tak nie było, kiedyś byłam inna. I zaczyna się.. wypisywanie tego tutaj. Ale lepiej mi.. konkretyzuje własne myśli.

Lepszego wieczoru wszystkim Wam Kochani.. :* 

grr
Autor: unsafe
21 grudnia 2006, 17:42

Napisałam notkę... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
                         
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!

Uff.. udało mi się nie przeklnąć!

PSIA KOŚĆ!!!!!!!!!!!!!!!! a tyle się napisałam!!!!!!

Co tam u mnie..
Autor: unsafe
21 grudnia 2006, 00:00

A więc tak..
Początek był trudny. Nikogo nie znałam, miasta też. Przerażał mnie ten straszny hałas pędzących karetek, samolotów nad głową, samochodów poruszających się z prędkością większą niż 100km/h w centrum miasta, ilość ludzi na chodnikach.Wszystko takie..inne, wielkie.. nawet przez pasy musiałam nauczyć się przechodzić.. a nie zdawałam sobie nigdy sprawy, że to nie jest takie proste:> Tam nie czekasz aż wszystkie samochody przejadą i dopiero przechodzisz przez ulicę.. tam po prostu wchodzisz na pasy(wyżej wspomniałam z jaką prędkością jeżdżą samochody w Poznaniu). Nie wiedziałam też, że będę musiała uczyć się jezdzić tramwajem..a jednak.. z początku waliłam głową w czasie jazdy o wszystko..:P teraz już wiem gdzie jest jakis zakręt i przechylam łepek stosownie;] No, ale dość o moich zmaganiach z miastem..
Słowo o mojej grupie. Muszę powiedzieć, że mile się zaskoczyłam. Poznałam wszystkich w 2 dzień mojego pobytu w mieście, na szkoleniu bibliotecznym. Na miejsce dotarłam (jak zresztą wszędzie, przez pierwszy miesiąc) o jakąs godzine za wcześnie. Czekałam przed budynkiem sama, ale po chwili zaczęły schodzić się jakieś dziewczyny. Stały sobie w grupce, więc podeszłam, zapytałam czy czekają na szkolenie i kiedy uzyskałam pozytywną odpowiedź ślicznie się każdej przedstawiłam;) Probowałam coś tam zagadać, ale zostałam (że tak się wyrażę) lekko olana. Trochę było mi przykro, nie z powodu potraktowania, ale dlatego, że będę miała takie niesympatyczne koleżanki na roku;/ Na szczęście, po jakiejś chwili okazało się,że to są dziewczyny z polożnictwa..Uwierzcie mi -co to była za ulga! Swoją grupę poznałam godzinę później.. i było baaardzo, baaardzo miło. Ludzie W S P A N I A L I. Po tym czasie mogę powiedzieć, że jesteśmy bardzo zgranym rokiem.
Zajęcia. Najbardziej wyczekiwane - anatomia - przeżyłam chyba wzorowo. Teraz jedyne co mi przeszkadza to ten ostry zapach formaliny, nie mogę długo stać nad zwłokami, bo oczy mi wychodzą na wierzch i łzy ciekną dosłownie ciurkiem;/ Matematyka - no cóż, przed kolokwium walczyłam z nią dzień w dzień przez tydzień - macierze, funkcje, pochodne, całki, różniczki = bleah, wszystko to wychodzi mi już bokiem. No, ale zaliczyłam.. i jestem w tej szczęśliwej miejszości;) Chemia - oj, oj, oj... laboratorium - koszmar (ludzie do tej pory nie mogą wypłacić się z ilości pobitego szkła.. tak to jest, dać dzieciom zabawki;>), mój fartuch to jedna wielka fioletowa plama [kamila KMnO4 na siebie wylała:>], po jednych zajęciach zmuszona byłam zetrzeć pumeksem chyba cały naskórek dłoni:P, informatyka - pani doktor Agnieszka, kobieta - Anioł:) , angielski - zmuszana jestem do opisów funkcji każdego odcinka jelita, każdego procesu biologicznego..ehh, to nie angielski - to biologia na poziomie PONADrozszerzonym!:/ i wreszcie.. fizyka&biofizyka - ludzie, ja nawet nie wiedziałam, że 5h tego przedmiotu jednego dnia może tak szybko mijać.. Fizyke mamy w Wielkopolskim Centrum Onkologii. Profesorem naszym jest dyrektor owego centrum, bardzo inteligentny, wesoły no i przede wszystkim bardzo mądry człowiek. Nie da się Go nie lubić. Zajęcia mamy również z jego podwładnymi - dwoma doktorami. Mówię Wam - mają góra 28 lat, obronioną pracę doktorską za sobą, włosy na żel itepe;) Jeden z nich ZAWSZE zaczyna wykład od dobrego kawału:D wykład kończy się oczywiście jakąś śmieszną anegdotką:) Jedyne zajęcia biofizyki, po których wyszliśmy ze smutnymi minami miały miejsce 2 tygodnie temu. Pokazywano nam jak przebiega badanie tomografem komputerowym. Do pokoju badań weszła pacjentka - miła starsza pani. Wyjaśniono nam, że kobieta jest po operacji raka piersi i że muszą sprawdzić czy nie ma żadnych przerzutów. Pani położyła się, uruchomiono tomograf, a my oglądaliśmy jej wątrobę na komputerze. Po tym zabiegu, kobiecie kazano wyjść, pani doktor jeszcze raz przeglądnęła obraz na komputerze i powiedziała nam, że niestety, ale kobieta ta ma raka wątroby tak rozległego, że nie ma już dla niej ratunku.. potem przyszedł następny pacjent.. i znowu to samo:(
Miałam jedną poważna chwilę słabości przez te niecałe 3 miesiące. Byłam pokłocona z moim W. , więc nawet nie mogłam do Niego zadzwonić, żeby choć wypłakać się w słuchawkę.. Wlazłam pod kołdrę i ryczałam. Ryczalam i zastanawialam sie co ja tam w ogole robie. Zadzwonilam do swojego starszego brata.. i wiecie co..nigdy w zyciu nie myslalam, ze On sie o mnie tak troszczy. Jej.. rozmawialismy chyba z godzine.. a raczej On mowil, a ja sluchalam. Pocieszyl mnie i sprawil, ze uwierzylam we wlasne sily. A potem napisal jeszcze takie ladnego smsa.. :)))) Cieplo na serduszku mi bylo:)))) 
A co z Wojtkiem?:) Z Wojtkiem bardzo dobrze:) Dzwonimy do siebie..i widujemy sie zawsze na cale weekendy. Juz niedlugo nasz 3 wspolny Sylwester:) Jak ten czas szybko mija.
Podsumowujac, jestem chyba szczesliwa:) Wszystkie kola pozaliczane, wiec jak narazie jestem do przodu, Swieta tuz tuz, potem zabawa Sylwestrowa, mam kochanego chlopaka i kochanego brata:) i rodzicow tez kochanych mam. Kiedy tylko jestem w domu mama zaopatruje moja torbe podroza w rozne smakolyki, tak ze pozniej ledwo jestem w stanie ja podniesc:P ,a tata placi miliony za rachunki telefoniczne, bo co chwile do mnie dzwoni:P:)

Ojoj, chyba troche przesadzilam z ta notka;/ Jaka taka dlugasna wyszla;/ I cos mi sie chyba klawiatura skopala, bo od polowy notki nie moge uzywac polskich znakow; Aj..to chyba znak, ze moj czas tu sie juz konczy:) Pozdrawiam wszystkich baaardzo serdecznie:) Zyczen Swiatecznych jeszcze nie skladam, bo mam zamiar zrobic to jeszcze w osobnej notce:) Dobranoc Wszystkim!:*****

:-o
Autor: unsafe
20 grudnia 2006, 00:38

Jej.. jej.. jej..

Jak tu się dużo zmieniło!

JEJ!