26 listopada 2005, 23:45
Chcialam,aby ten weekend byl cudowny. Dla Niego. Nawet swoim kosztem. Znioslam jego humory, bylam cierpliwa, usmiechnieta, nie zwracalam uwagi na zlosliwosci. Zrobilam niespodzianke.. ot, taki maly gest, zeby wiedzial, iz kocham. Nie podziekowal, powiedzial, ze nie chce. Przykro bylo.. o tak, bardzo przykro. Postanowilam jednak, mimo chwili zwatpienia, dalej byc przy Nim - przeciez kocham, nie? Powiedzial: 'odejdz' - odeszlam. Wracajac do domu nie czulam nic.. ani zlosci, ani gniewu, nawet plakac mi sie nie chcialo. Nie wyszedl za mna, bo po co? Do domu nie doszlam.
Warto sie starac?